Strony

środa, 4 kwietnia 2018

Królowa Jest Tylko Jedna!


W końcu nadszedł ten dzień, po wielu latach, próbach i rezygnacji postanowiłem wyjść wieczorem z domu. Powód był dość dobry, ponieważ w Łódzkim klubie "Teatr", 24.03.2018 swój koncert zagrała Doda, do której jak wiecie, bądź nie, od wielu lat mam słabość.
Gdy miesiąc wcześniej, oficjalnie dowiedziałem się, że takowa osoba ma wystąpić w moim mieście, nie miało znaczenia dla mnie czy mam pieniądze, czy będę miał z kim iść, wiedziałem jedno: nie zabraknie mnie tam.
W wyczekiwaniu pomogła mi bardzo premiera Pitbulla na którego też długo czekałem ale to przez moje zamiłowanie do filmów.
Zamówiłem bilety i pewny swego mogłem spać spokojnie. Problemy się zaczęły gdy minął tydzień a biletów ani widu ani słychu. Stwierdziłem: kurde, to w końcu nasza Polska poczta, wiadomo z jaką prędkością przychodzą paczki, nie ma się czym stresować.
Mamy czwartek, koncert w sobotę, biletów jeszcze nie ma, robi się nieciekawie... Od rana pojechałem do pracy, i po skonsultowaniu tej z sytuacji ze znajomymi, napisałem maila do firmy, która sprzedawała bilety z zapytaniem: GDZIE ONE DO CHOLERY SĄ!?
Na szczęście jeszcze tego samego dnia, znalazły się na moim biurku więc już byłem spokojny.



Nadszedł ten długo wyczekiwany dzień przeze mnie.
Jeżeli oczekujecie, że od samego rana już się szykowałem, zastanawiałem się co ubiorę to muszę was zmartwić gdyż do 19:00 byłem w szkole. Więc tak naprawdę wszystko było robione na szybko. Zjadłem "obiad", poszedłem się kąpać, w tym samym czasie narzeczony mojej siostry wyprasował mi koszulę, za co jestem mu wdzięczny i wyleciałem na autobus.
Gdy jechałem bardzo zdziwił mnie pewien telefon. Żaba była przed czasem w umówionym miejscu. Nawet nie wiecie jaki to był dla mnie szok, ponieważ byłem święcie przekonany, że jak zwykle się spóźni z pół godziny.
Pod klubem nie było za dużo ludzi co sprawnie wszystko przeszło.
Zanim zaczął się koncert, posiedzieliśmy, pogadaliśmy, potańczyliśmy, wypiliśmy piwo... Sumując, z ponad godzinę czekaliśmy aż w końcu koncert się rozpoczął.
Jak to ja, zahipnotyzowany a mój telefon standardowo odmówił jakiegokolwiek posłuszeństwa. Jedynie co udało mi się zrobić to kilka, beznadziejnie jakościowo filmików na snapchata.
Wizualnie i wokalnie jak zwykle było perfekcyjnie. Przebrała się z kilka razy, pochwaliła się swoim głosem, dzieliła się z publiką swoją energią, można by rzec, prawie idealnie... prawie.



Może zacznę od spraw technicznych.
Nagłośnienie było tragiczne, oczywiście ja wiem, że to jest mały klub, wielkie głośniki ale ludzie, w pewnych momentach było słychać szum a w przerywnikach, gdy się wypowiadała, nie można było zrozumieć o czym mówi. Ludzi za dużo nie było, co dla mnie jest ogromnym plusem. Nienawidzę przepełnionych miejsc. Podejrzewam, że odpowiedzialne za to było miasto, gdyż poza reklamą na stronie klubu, który nie jest u nas popularny i wspomnieniem o koncercie przez samą artystkę dzień przed, nikt o tym nie wspominał. Pamiętam jak w 2011r, na zakończenie wakacji był koncert Dody to praktycznie wszystkie bilbordy, gazety i strony internetowe o tym huczały.
Po koncercie moja koleżanka stwierdziła, że Doda, zrobiła to na "wyjebce".
Trochę muszę przyznać jej racji, wyszła, odśpiewała swoje największe przeboje, bez żadnych utworów poza singlowych, a po koncercie nie wyszła do fanów by zrobić sobie z nimi zdjęcie bądź podpisać płyty na co najbardziej liczyłem.
Najwidoczniej śpieszyło jej się do domu. Gdy ja po "nocnym imprezowaniu" dopiero wsiadałem do taksówki, Doda była już w Warszawie.
Nie zmienia to jednak faktu, iż nie mogę się doczekać kolejnego koncertu na który zamierzam wybrać się już we wrześniu!







(Wszelkie zdjęcia pochodzą ze strony Teatr Club, które znajdziecie TUTAJ)


1 komentarz:

  1. Chyba nigdy nie zrozumiem, co takiego jest w koncertach, że ludzie lubią na nie chodzić. Mnie taki tłum odpycha ;D

    OdpowiedzUsuń